W związku z 50. rocznicą wydarzeń marcowych mieliśmy okazję obejrzeć w telewizji, wysłuchać w radio i przeczytać w prasie dziesiątki wspomnień uczestników ówczesnych demonstracji.

Studenci w marcu 1968
Zomowiec z Golędzinowa, a za nim „aktyw” z pałami

Poznaliśmy także szereg współczesnych opinii na temat owych historycznych zjawisk. Cały ten medialny przekaz dotyczył świata polityki, to jest frakcyjnych walk wewnątrz partii, antysemickich prowokacji oraz emigracyjnej tragedii Polaków pochodzenia żydowskiego. Powiedziano i napisano niemal wszystko, co dzisiaj wiemy o roku 1968. Ja wówczas byłem studentem czwartego roku Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej i uczestniczyłem w tamtych wydarzeniach. Zatem chciałbym także napisać kilka słów na rocznicowy temat, ale...

Jak wielokrotnie zastrzegałem się, w moich tekstach unikam jak ognia tematów politycznych. Także i w dzisiejszym felietonie ominę to wszystko, o czym wciąż słyszymy w środkach masowego przekazu. Przypomnę, że kiedy po zdjęciu z afisza teatralnego spektaklu „Dziady” rozpoczęły się demonstracje studenckie, nikt z nas nie słyszał o żadnych podłych syjonistach. Dzisiaj zdajemy sobie sprawę, na czym polegała prowokacja ówczesnych władz, ale wówczas, dla kilku tysięcy akademickiej braci, całe te rozruchy były po prostu dawno oczekiwaną okazją, aby wreszcie publicznie zademonstrować tłumioną dotąd nienawiść i pogardę dla rządzącej ekipy sekretarza Gomułki. Na wydziale architektury było nas około 400 studentów. Istniały dwie młodzieżowe organizacje. Niepolityczny ZSP i ZMS, czyli Związek Młodzieży Socjalistycznej. Do tej pierwszej należeliśmy wszyscy, do drugiej, mimo różnych zachęcających profitów, zgłosiło swój akces zaledwie kilkanaście, no może dwadzieścia kilka osób. Była na naszym wydziale także organizacja partyjna. Należało do niej nieco wykładowców (niewielu), natomiast, co do studentów, to wiedziałem tylko o jednym. Zresztą z mojego roku. Jakże to było wspaniałe mieć nagle okazję do publicznego zademonstrowania naszej niechęci do PZPR, mając jednocześnie świadomość, że myślimy tak wszyscy. Było w naszej kilkusetosobowej ferajnie także kilkanaścioro młodzieży pochodzenia żydowskiego, ale kogo to wówczas obchodziło? Cała ta antysemicka kampania rozpoczęła się kilka dni później. Zatem moje wspomnienia z dnia 8 marca i późniejszych będą miały charakter anegdotyczny i poniekąd kombatancki, ponieważ na ulicach Warszawy walono nas wówczas pałami, ale my potrafiliśmy wcale nieźle się bronić.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.