Wiodące hasła czasu pandemii to „zostań w domu” oraz „zachowaj dystans”. To drugie oznacza zachowanie stosownej odległości między poszczególnymi osobami, w jakimkolwiek miejscu publicznym. Początkowo zalecano nam jeden metr, później półtora, obecnie dwa metry.

Dystans
Żartobliwy rysunek cesarzowej Sisi w krynolinie

Zapewne nie bez racji. Natomiast samo określenie „zachowaj dystans” nie jest niczym nowym w historii świata. Niejednokrotnie było decydującą wskazówką w stosunkach społecznych rozmaitych kultur, w czasach mniej lub bardziej odległych. Spróbuję je prześledzić. Nie jestem socjologiem, ale mam nieodpartą ochotę zmierzyć się z owym dość frapującym tematem.

Na początek zacytuję, jak współczesne uwarunkowanie określa naukowiec - pani doktor Joanna Heidtman. Psycholog i socjolog. Otóż nazywa je ona dylematem blisko-daleko, czyli konfliktem dążenie-unikanie. Definicja jak definicja. A co z niej wynika? Kila tygodni temu opisywałem swoje wrażenia z odwiedzania szczycieńskich wielkich sklepów. Wówczas jedynym antywirusowym obowiązkiem kupujących była konieczność zachowania odstępu między sobą. Określonym na półtora metra. I oto okazało się, że im bardziej ludzie są od siebie oddaleni, w sposób sztuczny, wymuszony, tym bardziej usiłują nawiązać z sobą kontakt psychiczny. Zagadują do siebie niczym starzy znajomi, żartują, stroją zabawne miny. Dzisiaj, odkąd limitowana jest liczba osób wpuszczanych do sklepu, kolejka przed kasami zniknęła. Zastąpiła ją kolejka na świeżym powietrzu, czyli przed wejściem do budynku. Pogoda chwilowo dobra, sprzyjająca rozmowom. Siłą rzeczy dość głośnym, jako że rozmówcy oddaleni są od siebie. Ja nie jestem szczególnie gadatliwy, ale lubię posłuchać, o czym to mówi się w mieście. Szczególnie sympatyczne wydają mi się przedpołudniowe, sklepowe pogawędki seniorów, korzystających z przewidzianego dla nich czasu.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.